niedziela, 30 października 2016

Jesienne zdjęcia

Jak już wspominałam w poprzednim poście, dzięki nowemu komputerowi nareszcie mam możliwość pracy ze zdjęciami. Wczoraj, pierwszy raz od dłuższego czasu miałam przyjemność robienia zdjęć. Nie licząc zamarzniętych palców, była to przyjemność. :) Teraz mogę śmiało stwierdzić, że to jest to co mnie uszczęśliwia i odrywa troszkę od rzeczywistości. :) Nie chcę zdradzać wszystkiego, ale mam zaplanowanych kilka działań w niedalekiej przyszłości, które pozwolą mi się rozwinąć w fotografii. Pierwszy krok już wykonany, zakupiłam lampę, teraz pozostaje mi tylko na nią czekać, a na blogu pojawi się mnóstwo nowych zdjęć. :) Jestem bardzo zadowolona z tego faktu i nie mogę się doczekać. :D Pamiętajcie, że pasja jest czymś co sprawia że wasze życie nabiera kolorów. Trzeba czasami pomiędzy, szkołą, pracą i innymi obowiązkami znaleźć chwilę na robienie tego co kochacie, to pomoże wam odprężyć się i potem wrócić z lepszą energią do życia i naszych obowiązków. :)
Na prawdę polecam.
Do zdjęć pozowała Patrycja Szczerba. :)







piątek, 14 października 2016

Zmieniłam się

Nie było mnie tutaj pół roku, a to z dwóch powodów, na początku nie działo się nic, a potem działo się wiele. Pod koniec czerwca podjęłam się pracy z moich chłopakiem i naszym kolegą. Była to praca w restauracji, nad morzem. Nie było tak jak sobie to wyobrażałam, chciałam uciec. Powstrzymał mnie jedynie brak pociagu :). Nie opiszę dokładnie tego wyjazdu ponieważ był on dla mnie na tyle trudny, że zapamiętałam jedynie wybrane, bardzej emocjonujące momenty które i tak mieszają mi się w głowie. Własciwie poza pojedynczymi zdarzeniami każdy dzień wygladał tak samo, straciłam tam poczucie czasu. Zmęczenie zrobiłą swoje, odcięłam się od internetu, praktycznie nie miałam kontaktu ze znajomymi. Przeżyłam tam najlepsze i najgorsze chwile w moim życiu. Wiele mi to przyniosło i odebrało. Odebrało szczególnie zdrowie, poczucie własnej wartości, cierpliwość. Gdy wróciłam ciężko mi było dogadać się ze znajomymi ponieważ nie mieliśmy wspólnych tematów, zmieniły się priorytety. Dopiero po jakimś czasie poczułam sie lepiej w towarzystwie jak i sama ze sobą. Jednak myślę że więcej zyskałam. Pomimo, że zawsze doceniałam wiele, zaczęłam doceniać jeszcze więcej. Każdą chwilę odpoczynku, każdy promień słońca, ciepło i spokój prawdziwego domu. Pamiętam, że widywałam codziennie ludzi, któzy pomimo leżenia całymi dniami na plaży, spania w czystych hotelach, byli smutni, źli. Ci ludzie mieli tak dużo, że nie potrafili tego docenić, to było dla mnie dobijające. Kolejną rzeczą którą przywiozłam ze sobą jest asertywność, tak wreszcie zaczęłam się jej uczyć, to jest to czego nigdy nie miałam i wreszcie uczę się odmawiać i dbać o własne dobro a nie tylko o innych. Przez te wakacje przekonałam się kolejny raz o tym ile potrafi zrobić dla mnie moja druga połówka, nigdy nie spodziewałabym się, że można na kimś tak bardzo polegać i dostać tyle wsparcia. Bardzo zmieniło to moje patrzenie na związek, pozytywnie oczywiście. Poznałam tam wielu ludzi, bardzo różnych ludzi. Nie zdawałam sobie sprawy, że pomimo mieszkania w jednym kraju możemy się tak różnić, ale też zdziwiło mnie, że pomimo tak dużej odległości słuchamy takiej samej muzyki, podoba nam się to samo. Dowiedziałam się wiele o ludziach, spotkało mnie wiele dobroci, zrozumienia, ale poznałam też fałszywość, zazdrość, zawiść. Spotkało mnie wiele sytuacji które ciężko było mi zrozumieć. Gdybym mogła nie cofnęła bym tego czasu, ale też nie pojechałabym tam drugi raz. Zarobione pieniądze ułatwiają mi teraz życie i wreszcie mam dobry laptop dzięki któremu będę mogła chociażby pisać posty, czy wreszcie zająć się poważniej robieniem zdjęć, co kocham, jednak nie miałam wcześniej właściwego sprzętu. Samodzielność i wytrwałość w pracy zmieniły też spojrzenie moich rodziców na mnie, zaczęli traktować mnie poważniej. Stałam się bardziej konsekwentna dzięki czemu szkołą nie sprawia mi już żadnych problemów, poza tym teraz chodzę do niej z innym nastawieniem niż wcześniej, z większą chęcią. Nie ufam już każdej osobie, co było moją największą wadą.
Te wakacje zdecydowanie były do tej pory najbardziej zapamiętanym i wnoszącym coś do mojego zycia wydarzeniem. Dziekuję wszystkim którzy mnie tam wspierali szczególnie mojemu chłopakowi. Dziekuję tym za którymi będę tęsknić i dziękuję też tym fałszywym osobom dzięki którym przejrzałam na oczy.
Życzę takiej zmiany każdemu!
Mam nadzieję, że będę pojawiać się tu częściej :)











                                     


piątek, 6 maja 2016

Wielki pies, w małym ciele.

Czyli historia Tusi.
Od kiedy pamiętam, chciałam psa. Potrafiłam prosić rodziców codziennie przez kilka lat o jakiegokolwiek psiaka. Niestety mieszkaliśmy wtedy z babcią, która się nie zgadzała na pupila.
po długim czasie, mniej więcej 9 lat temu podczas rozmowy z ciocią z Warszawy, dowiedziałam się o Tusi. Jej historia zaczęła się wcześniej i pozostaje dla mnie tajemnicą. Gdy była młodziaczkiem, obcięto jej ogon, jak to bywa u psów jej "rasy" czyli pinczerów. Nie wiem co musiało się wydarzyć, ale Suczka została porzucona w lesie, pod Warszawą. Znalazła ją starsza pani- sąsiadka mojej cioci i postanowiła ją przygarnąć, to ona nazwała ją Tusia. Pani Sąsiadka miała dobre intencje, jednak nie do końca dobrze było z realizacją. Tusia żyła u tej pani około dwa lata, jednak jej właścicielkę czekała operacja. Tusia miała trafić do schroniska. Moja ciocia chodząca wtedy z ową sąsiadką na wspólne spacery nie chciała, żeby spotkał ją taki los. Dostałam wtedy zdjęcie Tusi i przedstawioną jej historię. Babcia chyba pierwszy raz była zauroczona jakimś psem, a tym bardziej pozytywny był fakt, że Tusia jest maleńka i już nie urośnie. Udało się, przekonałam wszystkich domowników, no prawie.. Tata został postawiony przed faktem dokonanym. :) Ciocia przejęła Tusię a sąsiadka poszła swoją drogą. Niestety przez święta i inne komplikacje przyjazd Tusi się przeciągał, a ja byłam nieznośnie niecierpliwa. :) Wreszcie, po bardzo długim dla mnie czasie dowiedziałam się, że Tusia jest już w Kielcach i czeka na mnie kilka bloków dalej. Weszłam z mamą i bratem do mieszkania cioci, uklęknęłam, a z któregoś pokoju wybiegła Tusia i zaraz po mnie skakała. Była wychudzona i przestraszona. Nie wydaje mi się aby pobyt u Pani Sąsiadki był dla niej miły. Tak więc z Tusią "zakochałyśmy się" od pierwszego wejrzenia. Od tamtego czasu byłyśmy nierozłączne. Suczka przytyła u nas prawie kilogram, co przy jej wzroście dwadzieścia parę centymetrów jest ogromna zmianą. Nie spotkałam w życiu przyjaźniejszej istoty. Pomimo że jest zwierzęciem, mogę zaufać jej w stu procentach. chodziłyśmy na długie spacery, nie potrzebowałyśmy smyczy, ponieważ Tusia nie oddalała się ode mnie, Pewnego dnia była jednak smutna i nie chciała wyjść na spacer. Okazało się, że w ogóle nie może chodzić. Wylądowałyśmy u weterynarza, który opowiedział mi o jej schorzeniu nastraszył, że nie będzie niedługo chodzić, była to ta pozytywna wersja, dwie gorsze przedstawił mojej mamie. Domyślam się, że przewidywał amputację tylnych łap, albo uśpienie. Byłam wtedy niesamowicie zmartwiona, jak to dziewięciolatka, Tusia przyjmowała wtedy bolesne zastrzyki i tabletki, jej stan na szczęście się polepszył, zaczęła się samodzielnie poruszać, a po kilku tygodniach bez opamiętania znów biegała na spacerach. Byłam bardzo szczęśliwa. żyłyśmy sobie tak szczęśliwie, aż znalazłam przy sutku Tusi kuleczkę pod skórą. Znów wizyta u lekarza i nie lepsze wiadomości, Kolejny szok. okazało się że jest to guz. lekarz zalecił operację, jednak Tusia już wtedy nie była młoda i istniało duże ryzyko operacji, a także koszty tej operacji. Wracając od lekarza byłam gotowe na najgorsze i żegnałam się z nią. Podczas jednej narkozy miały być wykonane trzy zabiegi, rodzice zdecydowali poczekać. Właściwie zapomniałyśmy o tym guzie i Tusia nadal wesoło sobie żyła. :) Robiłam z nią mnóstwo zdjęć i rozpieszczałam jak mogłam, była dla mnie najważniejsza. całkiem niedawno, bo w tamtym roku, Tusia schudła, nie chciała nic jeść, była od dłuższego czasu smutna i towarzyszył jej okropny smród z pyska. Odwiedziłam weterynarza, ponownie. Tym razem dowiedziałam się, że Tusia cierpi w milczeniu. Jej wszystkie zęby nadają się do usunięcia, jednak to wiązało się znów z narkozą, która w jej wieku (już ponad 10 lat) była bardzo niebezpieczna. Dostała antybiotyk w zastrzyku i tabletki, było trochę lepiej, jednak po miesiącu znów to samo, a wtedy dowiedziałam się o jej wadzie serca. Pani poinformowała mnie, że jest to nieuleczalne i można jedynie lekami spowolnić chorobę. Szczerze nie chciałam patrzeć na Tusię, żeby się nie rozpłakać. Uświadomiłam sobie, że mój piesek powoli, od środka umiera. Moja najlepsza przyjaciółka. Jedynym rozwiązaniem było dalsze podawanie jej leków, tak zrobiliśmy. Tusia jakoś funkcjonowała. Zaczął się rok 2016, Tusia wyglądała trochę gorzej, zaczęła odmawiać spacerów i kompletnie przestała jeść. Miała cieczkę, więc było jakieś wytłumaczenie jej zachowania, jednak bałam się, że któregoś dnia uśnie i się nie obudzi. jej cieczka trwała bardzo długo. W ferie przestała praktycznie wychodzić ze swojego legowiska. Pewnego dnia wstałam z łóżka jak zawsze, a co dziwne nie było jej u mnie w łóżku .(miała zwyczaj wskakiwać do mojego łóżka, kiedy tata wyszedł do pracy :). Poszłam do niej i od razu stanęły mi łzy w oczach, wyglądała bardzo źle. Zawołałam ją i praktycznie nie zareagowała. Była półprzytomna. Nie chciałam usłyszeć znów morderczej diagnozy w mojej klinice, więc pojechałam do weterynarza, który cieszył się dobrą opinią. Jadąc autobusem towarzyszył mi chłopak, ponieważ byłam zbyt zdenerwowana, żeby sama tam pojechać, Kiedy weszłam do kliniki Pani doktor zbadała Tusię i było widać, że jest przestraszona. Tusia jest jeszcze starsza a ja nagle dowiaduję się, że jedyną opcją na uratowanie jej życia jest operacja inaczej Tusi zostały góra dwa dni życia. :( Pani doktor popłakała się, ja również. Zostałam odesłana do mojej kliniki bo tylko ona dysponuje takim sprzętem, Zaraz tam byłam. Tusia musiała mieć usuniętą macicę w trybie natychmiastowym. Dowiedziałam się o ogromnych kosztach operacji, zadzwoniłam do mamy. Myślałam że od razu się zgodzi, ale usłyszałam że nie stać nas na operację. Łatwo sobie wyobrazić w jakim byłam stanie po usłyszeniu tego. Jednak po chwili mama znów zadzwoniła, okazało się że ciocia i babcia dołożą się do operacji. Tusię od razu mi zabrano, nie miałam okazji się z nią pożegnać, Podpisałam oświadczenie o podwyższonym ryzyku operacji i pozostało mi czekać na telefon. To był bardzo długi wieczór i długa noc, koszmarna z resztą. Rano otrzymałam telefon, byłam mega przestraszona bo Pani przedłużała rozmowę i myślałam, że zaraz przekaże mi tragiczną wiadomość. Jednak usłyszałam, że Tusia się budzi. Pobiłam mój rekord w szybkości ubierania się i za dosłownie 10 minut byłam w klinice. Tusia jeszcze była pod wpływem narkozy, ponieważ przez wadę serca nie mogła dostać środków wybudzających, więc kontaktowała ale nie wyglądała na zadowoloną, że mnie widzi. od razu rzucił mi się w oczy jej wystający język, cały wisiał po lewej stronie pyska. Nagle dowiedziałam się, że Tusia została pozbawiona przy okazji wszystkich zębów. Wyglądała strasznie ponieważ miała zapadniętą szczękę. przyszłam do domu szczęśliwa że żyje, ale w szoku. Pierwsze dni były dla niej straszne, nie chodziła, była smutna. Jednak pewnego ranka obudziłam się i zobaczyłam ją leżącą u mnie w łóżku, był to świetny znak. :) od tamtego czasu było już tylko lepiej, Tusia zaczęła jeść więcej niż wcześniej i przytyła :) jest widocznie szczęśliwsza. Zaczęła się bawić z psami, czego nie robiła od kilku lat. Biega jak szalona. Jej przykry zapach z pyska zniknął wraz z zębami, a często robi zabawne miny kiedy język jej wypada. :) niewyobrażalnie się cieszę. Doceniam każdą chwilę spędzoną z nią i ogólnie dostrzegam więcej. Moje małe trzy kilo odwagi przezwyciężyło ból, ma około 12-13 lat i żyje szczęśliwie ze schorzeniem kręgosłupa, wadą serca i guzem, za to bez zębów.
Ludzie powinni brać z niej przykład, nie poddawać się. 
Sprawdzajcie jak często możecie stan swoich zwierzaków, bo może one również cierpią w milczeniu. 
Spędziłam z Tusią równo połowę mojego życia i nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś nie móc jej przytulić. 
Doceniajcie proszę każdą chwilę. 
:)
                                             jedno z pierwszych zdjęć Tusi u mnie



                                                   
                                                          Tusia po operacji