środa, 16 grudnia 2015

Historia Jazdy konnej

Obiecałam, że przedstawię Wam tą historię, jest ona długa, dla cierpliwych osób, jednak chciałabym, żebyś ie ją poznali. Zaczęło się od kilku niewinnych kółek oprowadzanki podczas ferii. Od razu mi się spodobało, kilka miesięcy pózniej dostałam telefon od przyjaciółki. Zaproponowała mi darmowa jazdę ale powiedziała ze mam 15 minut do autobusu. Oczywiście sie zgodziłam i juz za chwilę jechałyśmy do stajni. Jazda mi się podobała, myślałam że robię ogromne postępy, a jedynie powtarzałam błędy starszych koleżanek na których kazano mi się wzorować. Byłam zakochana w jeździe i na każdą czekałam z niecierpliwością. W międzyczasie dzięki stajni odnowiłam relacje ze znajomą z podstawówki, która obecnie jest moją przyjaciółką. Z czasem jazdy były sponsorowane coraz rzadziej a atmosfera w stajni coraz bardziej mnie dołowała. Znajoma poleciła mi super stajnię, nowszą, lepszą, z lepszymi trenerami i końmi. Wahałam się, ponieważ odstraszała mnie cena 40 zł za lekcję. Jednak za namową koleżanki, zgodziłam się. Koń na którym jeździłam był w lepszej kondycji niż konie z poprzedniej stajni. Miał dużo energii, a instruktorka zwracała uwagę na każdy detal i wymyślała ciekawe ćwiczenia. Mimo braku pieniędzy postanowiłam tam wrócić. Odmawiałam sobie dosłownie wszystkiego, by uzbierać na jazdę, nawet nie kupowałam jedzenia w szkole. Udało się, kupiłam karnet w Stangrecie. Przed jazdą dziewczyny przedstawiły mi się i same zaproponowały, że nauczą mnie jak siodłać konia, byłam zachwycona atmosferą w nowej stajni! W poprzednim ośrodku nie mogłam się o to doprosić. Miałam jakieś doświadczenie w pracy z plochliwymi psami, którymi zajmowałam się w schronisku, właśnie te "dzikie" najbardziej kochałam. Pradopodobnie z tego powodu zaintrygował mnie pewien koń. Miał na imię Boston (stąd moja nazwa) wydał mi się bardzo sympatyczny. Miał jedną "wadę" - bał się czasami na przykład ścian hali. Poczułam jakieś powiązanie między tymi psami a Bostonem. Spędzałam cały wolny czas w stajni, ze znajomymi z którymi szybko złapałam kontakt i z Bostonem, którego lubiłam kąpać i siedzieć z nim. Szybko się przywiązałam, chociaż nie mogłam spędzać z nim całego czasu ponieważ był rownież ulubieńcem tamtejszej pracownicy która często na nim jeździła. Okazało się, że Boston wyjeżdża do innego miasta. Na ostatniej jeździe na nim rządziły mną takie emocje, że pod koniec w galopie zemdlałam i spadłam doznając wstrząsu mózgu. Myślałam, że jest dobrze i wsiadłam ponownie, bo bardzo chciałam dokończyć jazdę, wlasnie miałam skakać małą przeszkodę.  Ponownie zemdlałam. Instruktorka zdjęła mnie z konia i trafiłam do szpitala. Po wyjściu miałam nie chodzić tzy dni i nie jeździć miesiąc. Jednak na drugi dzień pojechałam do stajni. Boston w krótce wyjechał, a ja później miałam coraz mniej pieniędzy. Bardzo za nim tęskniłam, ponieważ mocno się przywiązuję.  Przez jakiś czas jeździłam w Stangrecie na malutkim kucyku co bardzo mi sie podobało, ponieważ uwielbiam kucyki. Wkrótce i on wyjechał. Pojawiła się propozycja jazdy na bardzo młodziutkim koniu który prawie nic nie umiał a ja jeszcze nie byłam w stanie go tego nauczyć. Miał na imię Kuba i był ogierem rasy konik polski. Stwierdziłam ze jest cudowny i pomimo strachu zgodziłam się na darmowe jazdy wzamian za pomoc. Było cudownie bo wreszcie jeździłam kilka razy w tygodniu. Jeździłam tam razem z Przyjaciółką Natalką. Myślę, że to było niebezpieczne, ponieważ miałyśmy do dyspozycji jedynie tereny, konia często nie dało się zatrzymać, nie radziłyśmy sobie z nim, przez jazdy bez trenera pogorszyły się moje umiejętności jazdy. Musiałam tam długo dojeżdżać. Po pewnym czasie współwłaścicielka tego konia zaproponowała mi jazdę na dużej klaczy w innym miejscu. W małej stajni na cedzynie. Było bliżej i były tam lepsze warunki. Klacz rownież była młoda, ale nie aż tak. Miałam sie tam zajmować dwoma końmi, klaczą Brawią i ogierem Butrymem. Butrym nie był do jazdy ponieważ był zbyt młody. Może dlatego tak się z nim zaprzyjaźniliśmy. Oboje się polibiliśmy, ufałam mu jak żadnemu innemu zwierzęciu. Biegałam z nim na padoku, bawiłam się, chodziłam na spacery po lesie i lonżowałam go. Miał zostać z nami na zawsze. Pokochałam go. Na cedzynie poznałam na prawdę wspaniałych ludzi, nową muzykę, rozwijałam się i skakałam trochę większe przeszkody. Siedziałam tam całymi dniami nawet jeśli nie jeździłam, uwielbiałam spędzać czas z tamtymi ludźmi i końmi. Nagle z dnia na dzień dowiedziałam się, że butrym zostaje sprzedany i wyjeżdża za 3 dni. Byłam w szoku. Nie chciałam tego, miałam nadzieję, że zostanie, nie chciałam kolejnego rozstania. W tym samym czasie zdechł pies z którym byłam mocno związana w schronisku. Było ciezko. Właścicielki Butryma nie było w mieście, więc miałam pomóc w zapakowaniu Butryma do Bukmanki. Były z tym problemy ponieważ koń się bał, uciekał, ja płakałam przy tym przez ponad cztery godziny. Nie udało nam się go zapakować. Ja następnego dnia nie pojechałam do stajni, sami go zaparkowali i pojechał. To rozstanie bolało najbardziej. Znajoma sprzedała również klacz i postanowiła kupić nowego konia. Miałam wtedy pieniądze po bierzmowaniu i w ciemno nie znając konia postanowiłam go współdzerżawić. Koń miał na imię Lord Of The Dance i był chyba najlepszym koniem na jakim miałam okazję jeździć. Był z Niemiec. Na początku było ciężko ponieważ moja pierwsza jazda odbyła się na hali namiotowej podczas gdy niewyobrażalny wiatr rzucał jej ścianami. Koń był ogromny, był przerażony
nowym miejscem, była burza. Było kilka incydentów choć nie spadłam. Strasznie mi sie spodobało, był to trochę bardziej sportowy koń niż te wcześniejsze. Miałam na nim treningi sportowe, na ktorych częściej skakałam. Uczyłam się równowagi itp jeżdżąc i skacząc bez wodzy, strzemion. To był najlepszy czas mojej jeździeckiej przygody. Niestety pieniędzy starczyło tylko na miesiąc. Ostatniego dnia dzierżawy wybrałyśmy sie z koleżanką w teren, który był szczęściem w nieszczęściu. Konie nas poniosły, mogłam zginąć, koń był bardzo poobcierany. Do tej pory trzęsę sie kiedy wracam do tych wspomnień. Chciałabym tego nie pamietać. Po kilku kilometrach cwału spadłam wjeżdżając w drzewo, koń wrócił sam. Telefon mi się rozładował, trenerka wyjechała mnie szukać. Po powrocie czułam ogromny wstyd i byłam nadal przerażona. Pózniej jeździłam sporadycznie na cedzynie, Lord został sprzedany. Rownież za nim tęskniłam. Wsiadalam jeszcze na rożne konie znajomej, jednak nie wychodziło bo  były młode i nie dogadywalam sie z nimi. Na wiosnę znowu zemdlałam i nie mogłam jeździć. W zimę koleżanka załatwiła mi klacz do jazdy poniewaz jej właścicielka była w ciąży. Po paru akcjach zaczęłam się jej bać, Część jazdy płakałam ze strachu i ze szczęścia, że przelamywałam swoje lęki. Zostałam niesłusznie posądzona o kilka głupich rzeczy i przestałam się nią zajmować. Później jeszcze próbowałam z koleżanką jeździć prywatne konie i pewnego człowieka, lecz po drugiej jeździe właściciel pokłócił się z koleżanką i się wyniosłyśmy ze stajni. Później już wsiadłam tylko kilka razy na pojedyncze konie. Teraz niczego nie brakuje mi bardziej niż jazdy. Podkowa po Lordzie wisi na ścianie i każde spojrzenie na nią wywołuje napływ łez do oczu. Tak samo znaleziony kask, czy bryczesy przy sprzątaniu. Wtedy cieszyłam się z każdej minuty w stajni, odmawiałam sobie wszystkiego dla jazdy i dla koni robiłam wszystko. A teraz mi tego niesamowicie brakuje a powrót do jazdy wydaje się czymś kosmicznym. Podziwiam i dziękuję, jesli ktoś dotrwał do końca, nie dało się tego krócej opisać, a i tak wiele nie napisałam. Wyciągam z mojej historii jeden ważny wniosek, NIGDY nie rezygnujcie z tego co kochacie.  

                         Jedna z moich ostatnich jazd



Jedna z klaczy z Cedzyny- Fortuna.



Boston


Kubuś :)



Fortuna



Kubuś 



Gabrysia, Gedeon i ja na Feniksie, w Stangrecie.




Kucyk ze Stangretu :D Gracja



Lord Of The Dance lll 




Butrym




Lord i ucieczka od strasznej ściany.



Dela ze Stangretu.



dziękuję. :)

niedziela, 15 listopada 2015

Pasja

Moim zdaniem pasja jest bardzo ważna w życiu, szczególnie młodych ludzi. Ogromna część dzieci i nastolatków nie wie co będzie robić w przyszłości. Więc jaki mają cel? Zwykle dobrze się bawić. Jednak często jest to najgorsza droga jaką mogą wybrać. Sama znam wiele osób, w podobnym wieku, które przez brak pasji zbliżają się do dna. Dzieci na podwórku zamiast jeździć na rowerze, chodzić na zajęcia tańca, rysunku, biegają, przeklinają, plują na przypadkowych ludzi. Dzieci w wieku 7 lat mówią, że zostaną dilerami, chyba coś jest nie tak. Jednak jest część młodzieży, która ma swój cel. Zamiast robić sobie kłopoty, łamać prawo, ćpać, wolą udoskonalać siebie. Może jest to skutkiem małej rywalizacji, ale zdrowej. Taki przykład: koleżanki idą razem na zajęcia taneczne, wstępują do klubu i wiadomo, każda chce być pochwalona, więc spędza czas nad ćwiczeniem swoich umiejętności. :) Zamiast oglądać chore rzeczy w internecie, które źle by na nie wpłynęły, oglądają filmy taneczne z których uczą się nowych kroków, żeby zaimponować. Nie marnują czasu. Jeśli już im się to uda i zostaną pochwalone przy całej grupie, myślę że znacznie wzrasta ich pewność siebie. Przy tym na zajęciach poznają nowe osoby- może przyjaźnie na długie lata. Przychodzi czas zawodów, tam widzą starsze uczestniczki, startujące już od długich lat. Widząc, że dziewczyny bez problemu robią rzeczy, których one nie były by jeszcze w stanie wykonać, wracają do domu i zaczynają ćwiczyć. Są wysportowane, okazuje się, że mają talent. Są zdrowe ponieważ się ruszają, nie są otyłe. Kochają to co robią. Wiedzą, że nie mogą zawalić szkoły, bo rodzice zakażą im tańca, którym przecież już żyją. Odkładają pieniądze na nowe stroje do występów, nie wydają ich na jedzenie z Mcdonalda. Odżywiają się zdrowiej, żeby być w formie, nie palą papierosów i nie biorą narkotyków. Wszystko dzięki pasji. Najczęściej idzie za tym taki łańcuch samych pozytywów. :) Myślę, że jest to idealny przykład tego, że pasja bez wątpienia zmienia życie na lepsze. Z takich dzieci wyrosną silni psychicznie i fizycznie ludzie. Znający rywalizację od dziecka i wiedzący, że żeby coś osiągnąć muszą coś poświęcić w tym kierunku. A z tych 10 latków palących papierosy za elektrownią? Myślę, że to jest jasne. :) Sama odczuwam różnicę w życiu dla Pasji, a życiu po prostu, żeby tylko przeżyć do piątku. Od zawsze się czymś interesowałam. Najpierw był to rysunek. Rysowałam kilka razy dziennie, lepiłam też z plasteliny, wycinałam coś. Dzięki temu teraz nie mam problemów z jakimikolwiek pracami manualnymi. Jeździłam też dużo na rolkach. Bardzo dużo. Myślę, że ani ja, ani moje zgrabne nogi tego nie żałujemy. :) W 6 klasie zaczęłam się interesować obróbką zdjęć. Strasznie mnie to jarało. Pobrałam pierwszy program graficzny. Uczyłam się jego obsługi przez kilka lat poprzez filmiki z Youtube. Teraz na zajęciach w szkole mam lekcje z obsługi tego programu i nie mam z tym żadnego problemu, znam go jak własną kieszeń i mam nie małe umiejętności graficzne. Być może będzie to świetny sposób na życie i moja przyszła praca. :) Przyszła również pora na fotografię. Pieniędzy, które dostałam na bierzmowanie nie przeznaczyłam na ubrania, a na aparat i obiektywy. Był to strzał w dziesiątkę. Dowiedziałam się, że podobno mam do tego talent. Również wiążę z tym przyszłość. A teraz pora na moją największą pasję. Jeździectwo. Opiszę tą historię w następnym poście, ponieważ jest dosyć długa. Powiem tylko jedno. Żałuję. Żałuję strasznie, że przestałam jeździć. Nigdy nie przestawajcie robić tego co kochacie, szukajcie w sobie pasji. Zarażajcie innych swoją pasją! Nie pozwólcie na to żeby Wasi koledzy, koleżanki, czy kiedyś dzieci, zgniły przez brak pasji. 
Z całego serca życzę Wam powodzenia w rozwijaniu lub znalezieniu swoich pasji.:) 
tak na koniec małe rezultaty połączenia moich dwóch największych pasji.


poniedziałek, 28 września 2015

Hejting

Jedni znoszą ją bardzo dobrze, jedni gorzej, a inni wręcz tragicznie. Na szczęście jestem jedną z tych osób które sobie z nią radzą. :) Trafiała do mnie różna forma krytyki. Od zwykłego wytykania błędów, przez obgadywanie, subtelne sugestie, aż po internetowy "hejting". Nie mam problemu z przyjmowaniem krytyki, jak i ze sprawiedliwym krytykowaniem innych, jeśli sytuacja tego wymaga. :) Nie wywołuje to na mnie specjalnych emocji, może dlatego, że każdą taką wypowiedź na mój temat staram się przeanalizować, nawet tą najgłupszą, teoretycznie nie mającą znaczenia.Jeśli chcesz nauczyć się dobrze odbierać takie wiadomości, sprawdź kto jest autorem tego "hejtu", czy czegokolwiek innego i pomyśl czy zależy Ci na zdaniu takiej osoby. :) Czasami czytając ostre słowa od 12-latki na temat np. 40 letniego rapera, można się złapać za głowę i nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Zwykle nie należy brać wypowiedzi takich osób na poważnie, ale pamiętaj, że osoby z innej grupy wiekowej albo kultury mogą inaczej patrzeć na to co robisz, a przy tym zauważyć błędy których ani Twoi znajomi, ani Ty sam nie widziałeś wcześniej.:) Ktoś Ci zazdrości i chce zniszczyć Twoją reputację i poczucie wartości? Być może, ale nie tłumacz się zawiścią innych, masz prawo do błędu i może ktoś słusznie go zauważył.Czasami po prostu warto przyznać się przed samym sobą do pomyłki i popracować nad problemem, a komentarz odebrać jako słuszną radę. Poza tym dzięki miłym prywatnym wiadomościom wysyłanym Twoim hejterom zniechęcisz ich do dalszego publicznego obgadywania ponieważ zabierzesz im satysfakcję z denerwowania Ciebie, a może zmienisz ich patrzenie na Twoją osobę? Nie rób publicznych kłótni pod negatywnymi wypowiedziami na twój temat, ponieważ tylko dasz hejterom zajawkę i powód do dalszego naśmiewania się, a poza tym zwiększysz grono osób które mogłyby to przeczytać. Co do mówienia i pisania na temat innych pamiętaj, że żeby być DOBRYM hejterem, musisz być inteligentny, znać przeciwnika i pod żadnych pozorem nie możesz wypowiadać się na tematy na które nie masz pojęcia. :) Staraj się odbierać wszystko z dystansem.
Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że jest coraz mniej osób które przejmują się takimi rzeczami. Powodzenia w internecie! :)

niedziela, 30 sierpnia 2015

Pamiętnik

Czym jest dla mnie pamiętnik? Założyłam taki zeszyt 3 lata temu. Był to świetny pomysł, jedyne czego żałuję to, że nie zaczęłam wcześniej. Miałam wtedy trudny czas, nie miałam ochoty widzieć nikogo na oczy, ale moja natura nie pozwala mi dusić w sobie emocji, wiec jedynym słusznym sposobem było napisanie tego gdzieś. Wzięłam zeszyt i zaczęłam pisać. Po jakimś czasie do wpisów dodawałam rysunki i wklejałam małe pamiątki. W ten sposób udokumentowałam jedne z ważniejszych wydarzeń z życia nastolatki. Pierwszy pocałunek, pierwszego chłopaka, bal gimnazjalny, niestety pamiętnik zawiera tez smutne fragmenty, jednak są one tylko na początku, ponieważ później poznałam mojego chłopaka i od tamtego czasu pisałam już mało, dowodzi to temu, że od tamtego czasu stałam się weselszą osobą i mam z kim dzielić się emocjami. :)

Dlaczego warto pisać pamiętnik? 

Przede wszystkim to wspaniała pamiątka. Po kilkunastu latach, a nawet po kilku miesiącach możesz nie pamiętać tak drobnych ale fantastycznych zdarzeń, które na szczęście udokumentowane są w pamiętniku i czytasz o nich z uśmiechem na twarzy. :) 

Drugą zaletą pisania wspomnień, jest możliwość zaobserwowania jak bardzo się zmieniliśmy i wyciągnięcia wniosków z przeszłości- na przyszłość :) 

Oczywiście można po prostu pośmiać się z siebie. Na prawdę czasami nasze myśli wydają nam się śmieszne już po kilku tygodniach. :)

Jedna z sytuacji w których pamiętnik może się przydać jest posiadanie dzieci. Myślę, że czytając swoje własne przemyślenia z przed kilku/ kilkunastu lat możesz lepiej zrozumieć dzieci, przez lekkie przypomnienie sobie mentalności i problemów nastolatka. Możecie również wybrane fragmenty lub cały pamiętnik pokazać dzieciom i sprawić im niezła frajdę. To taka mała podróż w czasie. :)

Wydaje mi się, że pamiętnik to również super inicjatywa na starsze lata, kiedy to odnalezienie w swojej głowie wspomnień między wydarzeniami z ostatnich 60 lat nie jest już takie łatwe. Chciałabym mieć możliwość przypomnienia sobie tych pięknych chwil, z moim siwym już wtedy mężem i śmiać się z tego jak to kiedyś np nie spodziewaliśmy się, że spędzimy ze sobą całe życie. :) 

Polecam pisanie pamiętnika każdemu! Zacznijcie póki macie czas, a czytając go raz na jakiś czas, docenicie swoje życie i patrząc na kolorowe kartki pamiętnika będziecie mogli stwierdzić ze Wasze życie buło równie kolorowe! :) 
Pozdrawiam wszystkich, zabierajcie się do Tworzenia, nie tylko piszcie, ale tez rysujcie i wklejajcie dla lepszego oddania chwili. 
Czy ktoś z Was prowadzi już pamiętnik? 
______________________________________
Dołączam kilka zdjęć zrobionych rano. :)







piątek, 7 sierpnia 2015

Porządek, wspomnienia i zdjęcia :)

Nadszedł czas kolejnych zmian u mnie. Pierwszą rzeczą którą postanowiłam ogarnąć jest porządek w moim pokoju. Nigdy nie było u mnie przesadnego porządku, jestem osobą spontaniczną która zawsze się spieszy także chwilę po posprzątaniu mój pokój znów wygląda jak po trzęsieniu ziemi, bo wychodzę na miasto. Nie chcę marnować czasu, który jest tak ważny, na szukanie łóżka, czy podłogi w stercie ciuchów. Stwierdziłam, że jedynym rozwiązaniem jest pozbyć się większości rzeczy, a zostawić najpotrzebniejsze. Jest to u mnie ciężka decyzja, ponieważ jestem niesamowicie sentymentalna, od zawsze nienawidziłam wyrzucać rzeczy. Mama musiała robić to w tajemnicy przede mną :). Nastał więc czas pozbywania się "śmieci" i wspomnień jakie za sobą kryją. Przywiązuję się do każdej rzeczy z innego powodu, do jednej bo dostałam ją od babci i dziadka który już nie żyje- tych rzeczy za pewne nigdy nie wyrzucę :). Jednak są też rzeczy, np. ubrania które miałam na sobie w dniu kiedy poznałam kogoś z moich znajomych, to że nie mamy już ze sobą kontaktu jeszcze bardziej powstrzymuje mnie przed wyrzuceniem tej rzeczy. Tak więc dostrzeganie drobnostek może czasem okazać się kłopotliwe. Chyba jestem skazana na wieczne wspominanie i dziwne uczucie radości pomieszanej ze smutkiem. To właśnie czuję kiedy wspominam, niby niczego nie żałuję, bo wszystko ma jakieś dobre strony, ale zawsze będę tęsknić za ludźmi z którymi straciłam kontakt. na szczęście zostały jeszcze jakieś wpisy w pamiętniku, żałuję, że nie prowadziłam go wcześniej i bardziej regularnie. Dla mnie pamiętnik jest niesamowicie ważny. Może dlatego tak kocham zdjęcia, bo zatrzymują czas jak pamiętnik :).
______________________________________
Tak z innej beczki to przez 1-2 tygodnie żyłam bez telefonu ponieważ się popsuł, nie brałam żadnego zastępczego bo chciałam odpocząć od świata, telefonów, smsów :) Było super, poza tym że nie mogłam być długo poza domem bo moi rodzice myśleli, że zostałam zgwałcona, porwana, zabita, pokrojona i zjedzona. Poza tym życie bez telefonu jest dużo lepsze, ponieważ nie marnowałam czasu na patrzenie się w ekran i wcale nie tęskniłam za nim, myślę że dzięki temu doświadczeniu ograniczę korzystanie z telefonu. :D
Polecam !
_______________________________________
Napisałam tą bezsensowną notkę przy okazji podzielenia się z Wami zdjęciami, których nie lubię wstawiać bez tekstu :).
Zdjęcia robił Michał Wurszt, w jak zwykle ekstremalnych warunkach- była okropna burza. Napiszcie czy wygraliśmy z burzą i zrobiliśmy dobre zdjęcia?






wtorek, 21 lipca 2015

Piękno

Czy jestem piękna? Nie da się na to łatwo odpowiedzieć :). To mam za krzywe, tamto za duże, a tamto za małe. Normalne, prawda? Każdy widzi w sobie jakieś wady, nawet jeśli wydaje nam się, że ta osoba jest idealna i nie ma powodu do kompleksów. Wszystko siedzi w nas i w naszej głowie, na prawdę. Dowodem na to jestem np. Ja :). Od zawsze uważałam się za ideał, chociaż mam widocznie krzywe zęby i dobrze o tym wiem. W podstawówce byłam gruba, tłusta, pryszczata, z krzywymi zębami, ale to właśnie wtedy widziałam w sobie ideał. Poważnie myślałam, że jestem najpiękniejsza, nie miałam w głowie zarysu perfekcyjnego wyglądu, nie dostrzegałam w sobie wad, ponieważ nie widywałam "ideału". Nie przeglądałam wtedy instagrama, tumblra itd. ponieważ nie wiedziałam wtedy o takich rzeczach. Skupiałam się raczej na oglądaniu własnych zdjęć, wstawianiu ich do internetu, obrabianiu i ogólnie samozachwycie, To może się wydawać złe, dla innych owszem ale ja właśnie wtedy byłam szczęśliwa, nie skupiałam się na tym jak wyglądam, a na wykorzystywaniu życia w pełni :). Niby narcyzm to taka odrażająca cecha, a jednak nie byłam odrzucona, wręcz przeciwnie, miałam wielu przyjaciół dzięki mojej pewności siebie :). Na szczęście dzięki temu nadal nie mam problemów z poznawaniem ludzi i  w kontaktach z nimi :). Upierałam się, że internet i inne media nie mają na mnie wpływu, że znam swoją wartość, jednak podświadomości nie da się oszukać. Od kiedy założyłam Instagrama itd. Zaczęłam patrzeć na te "idealne" dziewczyny i zaczęłam dostrzegać, że mam wady. Nagle mój nos nie był już najładniejszy jaki znałam, figura stała się w moich oczach wręcz przeciwieństwem perfekcyjnej, itd. Zniknął samozachwyt, brak kompleksów, duma z siebie, a zaczęły się kompleksy, mam je do teraz ale nie zadręczam się nimi tak jak wtedy. Staram się pracować nad postrzeganiem siebie :). Chciałabym znowu zobaczyć w sobie takie piękno jak kiedyś i być pewną siebie w 120%. Czasami już udaje mi się skupiać na zaletach, podobam się sobie ale kiedy mam gorszy dzień jest na odwrót. Nie chcę się już zastanawiać czy jestem śliczna, czy obrzydliwa, po prostu "MAM TO W DUPIE". To jest jedyne wyjście :). Przyjaciele często mi powtarzają, że jestem ładna, że to i tamto nie jest wadą, ale dopiero komplementy od obcych osób umacniają mnie w przekonaniu, że nie jestem brzydka. :) odpowiedź na pytanie zadane na początku- "czy jestem piękna?" jest prosta: Jestem tak piękna za jaką się uważam :).
__________________________________
parę zdjęć, które pokazują totalny bezsens tego, że moje poczucie wartości spadło, ponieważ zmieniłam się raczej na + 
:)
 zdjęcie z 6 klasy podstawówki, koszulka potwierdza wszystko :)

                       to już z gimnazjum, równie "piękna" haha
                        zdjęcie z tego roku :)


czujcie się piękni :)
dobranoc :*

piątek, 26 czerwca 2015

źli ludzie

Słyszę dosyć często komentarze na temat moich znajomych. Szkoła, rodzina i reszta środowiska zwraca mi uwagę na to z kim się przyjaźnię i spędzam czas. Są to pouczenia typu: "wpadłaś w złe towarzystwo", " Oni są źli, zmienią Cię", " Nie zadawaj się z nimi, to nie są ludzie dla Ciebie". żadna z osób które to mówią nie zna ich tak dobrze jak ja :). Natomiast każdy się wypowiada, żeby ot tak zabłysnąć swoim życiowym doświadczeniem i wielką mądrością. Moim zdaniem każdy ma swój rozum, fakt ludzie ulegają zmianie pod wpływem środowiska i nie wypieram się tego, że również się zmieniłam, jednak moim zdaniem- na lepsze :). Jakbym miała opisać moje wcześniejsze znajomości to byli to: ludzie robiący wszystko na popis, ciągła spina żeby się pokazać, Krąg dziewczyn wytykających sobie wady na wzajem i udających pomocne przyjaciółki, a w rzeczywistości robiące wszystko, żeby być najlepszą z grupy i nie patrzące na dobro innych, a na swoje, no ale przecież z dobrymi ocenkami za lizanie tyłków nauczycielom i z wzorowym zachowaniem. Tak, to było według ludzi towarzystwo dla mnie, banda pajaców :). na szczęście wyrwałam się z  tych toksycznych znajomości. Trafiłam przypadkiem do grupy osób w różnym wieku spotykających się na osiedlu obok. Wszystko się zmieniło, ja również, ale moim zdaniem nie pod Ich wpływem, a dzięki nim :). Człowiek przebywając z ludźmi podświadomie się dostosowuje, to jest raczej naturalne, ale swój rozum nadal ma. Co za tym idzie nie zmieniłam się całkowicie, a np. zaczęłam słuchać trochę innej muzyki, której nie miałam wcześniej jak  poznać. Teraz słyszę taka muzykę na co dzień więc przywykłam do niej, a nawet ją pokochałam :). kolejną rzeczą która się  u mnie zmieniła, to spojrzenie na siebie. Tutaj nikt ze sobą nie rywalizuje, każdy chce dla wszystkich jak najlepiej, więc nie trzeba się ścigać w wyglądzie, czy nawet lajkach na Facebooku lub Instagramie, a tak wcześniej bywało. To duża różnica, ponieważ dzięki temu nie muszę szukać w sobie wad do poprawienia, a zauważam zalety i akceptuję siebie, podobam się sobie. Czuję się teraz dużo lepiej i swobodniej. Wiem, że kiedy zadzwonię z problemem nie usłyszę "zostawiłam żelazko na gazie" tylko "jasne, będę za chwilę". Nie muszę czekać na zaproszenie na spotkanie i szykować się nie wiadomo jak żeby się pokazać ludziom, wiem że wystarczy wyjść na osiedle i zawsze ktoś z nich tam będzie. Wiem, że nie muszę się zmieniać i pokazywać jaka to nie jestem piękna, z toną makijażu, Oni mnie lubią naturalną, nieuczesaną, w bluzie i trampkach bo doceniają mnie, a nie mój wygląd. Ale przecież każdy i tak mi powie, że źle na mnie wpływają, bo oceny mają złe, bo ktoś z nich nie zdał, a ktoś miał sprawę w sądzie. Nie obchodzi mnie to i dzięki temu że nie są idealni, sama nie muszę udawać ideału, którym przecież nikt nie jest. nauczyli mnie wiele, szczególnie wzajemnego wsparcia i dzielenia się. Dzięki nim stałam się mega otwartą i pozytywna osobą, pokazuję siebie i nie boję się iść w przód, bo czuję się silna, ale i bezpieczna, bo przecież mam za sobą osiedlowych łobuzów, którzy nie dadzą mi zrobić krzywdy :). Szkoda, że nie każdy może ich poznać i zobaczyć jakimi są dobrymi ludźmi, szkoda że mogą tylko zobaczyć ich wady. Przejechałam się już na ocenianiu ludzi z góry, bo właśnie o nich miałam kiedyś złe danie, a teraz każda moja myśl na ich temat zmieniła się o 180 stopni :). Uważam, że tacy przyjaciele to skarb i nie zamieniłabym ich na żadnych innych, chciałabym żeby mógł to przeczytać każdy na świecie i zastanowić się nad tym co mówi i myśli o ludziach których nie zna. Na prawdę nie warto bo największy wróg może okazać się kiedyś najlepszym przyjacielem :).
_________________________________________________
Życzę Wam żebyście mieli samych takich szczerych przyjaciół, którzy będą kochać w Was nawet wady i będą pomagać a nie rzucać kłody pod nogi. 
_______________________________________________
Dziękuję Wam, że mnie przyjęliście do zgranej paczki, chociaż byłam dla Was wszystkich wtedy obcą osobą. :) Oby zawsze było tak jak jest teraz, dobranoc. :)

niedziela, 24 maja 2015

Przyjaźń ( długa historia)

Pytacie mnie często o moich przyjaciół i dziwicie się, że nie potrafię odpowiedzieć na to proste pytanie. Dla innych proste, dla mnie nie do końca. :) Postanowiłam Wam to wyjaśnić w tym poście. Dla mnie przyjaźni nie da się tak łatwo zinterpretować. Każda przyjaźń jest inna i rządzi się innymi zasadami, ale na pewno w każdej relacji są jakieś uczucia. Ja nie potrafię porównać jednej przyjaźni do drugiej i określić która jest lepsza. :) Myślę że wpłynęła na to moja przeszłość, więc najpierw przybliżę Wam moją historię. 
Czasów do 6 lat nie pamiętam zbyt dobrze, ale pamiętam jak poszłam do zerówki. Tam poznałam Agatę z którą zaprzyjaźniłam się w pierwszy dzień. Byłyśmy nie rozłączne, a nawet nie mogłam się bawić z innymi bo się obrażała. Później trafiłyśmy w podstawówce do innych klas i poznałam dwie nowe przyjaciółki Natalię i Olę. Natalia mieszkała 3 piętra pode mną więc znałam się z nią od maluszka, niestety nie pamiętam tego. Ola też mieszkała blisko. :) Z Agatą widywałam się nadal ale mniej. Najgorsze było to, że wszystkie 3 moje "przyjaciółki" się nienawidziły. Musiałam ukrywać że się z którąś spotykam i kłamać je, żeby się nie obraziły. Pewnego dnia huśtałam się z Agatą na huśtawce typu równoważnia. Agata dla zabawy uniosła mnie do góry i zeszła z huśtawki, w rezultacie upadłam z 1.5- 2 m wysokości na kość ogonową. Nie mogłam się ruszyć a nawet oddychać. Agata uznała, że udaję i śmiejąc się poszła sobie. Ja czołgałam się do domu kilkanaście minut na 4 piętro. Od tamtego czasu nie zamieniłam ani słowa z Agatą. :) Tak się skończyła "przyjaźń". Później bardziej przyjaźniłam się z Natalią, czasami widywałam się z Olą. Do 6 klasy podstawówki chodziłam już do innej szkoły, dosłownie na drugim końcu miasta i wracałam o 17 a one kończyły o 12, więc obrażały się na mnie, że się z nimi nie widuję. Kontakt z nimi się popsuł. W nowej klasie zostałam świetnie przyjęta, zaopiekowały się mną Zuzia i Justyna. Poznałam też Natalkę z którą praktycznie nie rozmawiałam. Znajomość z Justyną i Zuzią trwała tyle, co rok szkolny, chociaż myślałam że to kolejna przyjaźń. W tamte wakacje widywałam się jeszcze czasem z Olą i Natalią. Po wakacjach trafiłam do gimnazjum plastycznego. Wtedy już w ogóle nie miałam czasu. Wracałam o 17 do domu i robiłam rysunki, lekcje. Na weekendach również robiłam prace do szkoły. Przed rokiem szkolnym napisała do mnie Julka, która miała chodzić ze mną do klasy. Zapoznałyśmy się w internecie, żeby znać kogokolwiek w klasie. Znałam jeszcze z widzenia Kaję z osiedla, która też miała chodzić ze mną do klasy. Tak więc w pierwszy dzień siadałam na zmianę z Kają i Julką i tak przez kilkanaście dni aż pojawiła się u nas w klasie Buntowniczka Marysia, która skupiła ich całą uwagę na sobie. Wtedy dziewczyny zostawiły mnie i zaprzyjaźniły się z Marysią. Straciłam wtedy również już kompletnie Natalię. Widywałam ją już tylko raz na 2 miesiące na klatce schodowej. Zaczęłam w szkole kumplować się z Olą. Jednak potem wszystko się pozmieniało i Kumplowałam się tak samo z Olą, Kają i Julką. :) w wakacje między pierwszą a drugą klasą podstawówki zostałam wolontariuszką w schronisku dla psów. jeździłam tam codziennie. Poznałam Filipa, który chodził ze mną do szkoły i poznał mnie ze starszą klasą. W schronisku również były kochane dziewczyny. <3 Nazywaliśmy się rodzinką, jednak rzadko widywaliśmy się poza schroniskiem. Czasem jeździła ze mną do schroniska Ola. również wtedy z Olą zaczęłyśmy trochę jeździć konno. Napisała do mnie Natalka, którą poznałam w 6 klasie, czy mogłabym ją kiedyś zabrać do schroniska, albo na konie. Nie było jakiegoś wielkiego entuzjazmu ponieważ prawie jej nie znałam bo mało z nią gadałam, ale zgodziłam się. Tak po kilku razach zaczęłyśmy pisać i widywać się poza stajnią i schroniskiem i złapałyśmy dobry kontakt. było wszystko podobnie do trzeciej klasy gimnazjum, gdzie znów w połowie roku zmieniłam szkołę. wtedy nie miałam już kontaktu z Julką i Kają. Trafiłam do klasy z dziewczynami, które również wcześniej lekko znałam, Marysię znałam troszeczkę z harcerstwa a Wiktorię W. i Wiktorię T. dzięki Oli. :) Marysia wtedy straciła przyjaciółkę więc trzymałyśmy się razem. ( kolejna przyjaźń ?) Bardzo dobrze dogadywałam się z dziewczynami. Chodziłyśmy na zakupy, wyjścia itp. Do tego gimnazjum chodziła Ola więc mogłyśmy się już częściej widywać i nasz kontakt się trochę poprawił. Tam na przerwach również spotykałam Karola, z którym chodziłam do 1,2,3 klasy podstawówki. :) Nie potrafię tego określić ale chyba go lubiłam. Chociaż nie wiem biliśmy się ciągle i kłóciliśmy. Dzięki Karolowi i Oli Poznałam kolegów ze Ślichowic (osiedle). Spotykałam się z nimi bardzo często, jeździłam na drugi koniec miasta późnym wieczorem, żeby się z nimi spotkać, byłam bardzo głupia. :) Tam traktowano mnie specyficznie. Śmiali się czasem ze mnie ale ja się nie obrażałam bo w sumie śmiali się z każdego. Po pewnym czasie zaczęłam się kłócić z Karolem bardzo, na prawdę konkretnie, parę razy byłam na prawdę załamana przez to jak mnie nazywał i On i reszta ze Ślichowic. :( byłam w tamtym czasie mega smutna, ale przestałam się z nimi widywać. Po wakacjach poszłam do liceum razem z Marysią, Olą i Wiktoriami z którymi chodziłam do 3 klasy gimnazjum. w międzyczasie nadal miałam kontakt z Natalką z 6 klasy i tak jest do tej pory. Od tamtego czasu już chyba nie straciłam nikogo. Oprócz tego, że poza szkołą prawie nie mam kontaktu z Wiktoriami. Nie wiem dlaczego. We wrześniu na samym początku przypadkiem idąc na spacer z Olą żeby opłakać wyjście z gimnazjum i obgadać nowe liceum, szłyśmy i spotkałyśmy kolegę z gimnazjum, który stał z Kubą który mi się podobał. Tak poznałam Kubę mojego teraźniejszego chłopaka, a dzięki niemu poznałam kilkadziesiąt wspaniałych osób z osiedla, z którymi się teraz trzymam. :) 
Podsumowując utrzymałam kontakt najbardziej z Olą i z Natalką z którą jeździłam do stajni. 
Jak widzicie nie miałam stałej przyjaźni. Nie miałam przyjaciółki typu papużki nierozłączki na całe życie. Jednak uważam, że najlepszą moją przyjaciółką jest Ola. Widuję się z nią rzadko poza szkołą, ale z nią przyjaźnię się najdłużej, chociaż przeżyłyśmy tysiące kłótni i kilkadziesiąt " końców przyjaźni" to nadal się przyjaźnimy. Ona ma na mnie wpływ, wiem że kiedy powie mi żebym się ogarnęła to powinnam to zrobić. Nie mówi mi nic złośliwie i chce dla mnie dobrze. z Natalką widuję się tez malutko, ale stale piszemy i spotykamy się kiedy tylko mamy czas. Jej również ufam i wiem że jest szczera i nic nie mówi mi na złość. Obie się na mnie często denerwują bo jestem nieznośna i wszystko olewam :). One dwie są moimi przyjaciółkami na pewno. Reszta nie wiem kim dla mnie jest nie potrafię tego określić, jest to dla mnie trudne przy tak nie stałych relacjach i tylu straconych "przyjaciołach" Za wszystkimi z którymi straciłam kontakt tęsknię niesamowicie. Nawet za tymi którzy mnie krzywdzili i wyśmiewali. Jestem niesamowicie sentymentalna i myśląc o chwilach, które z nimi przeżyłam często mam łzy w oczach i chciałabym odnowić wszystkie moje przyjaźnie, pomimo że nie potrafię znaleźć chwili czasu dla dwóch moich przyjaciółek. :( 
________________________________________________
Jeśli chodzi o wspominaną Natalię z dzieciństwa, straciłam w z nią niechcący kontakt jednak nawet po tylu latach. gdy spotkam ją czasem i wejdę np. do niej pogadać potrafimy rozmawiać godzinami jak kiedyś. :)
__________________________________________
To wszystko co napisałam może się wydawać bardzo zawiłe, bo takie jest. :) Jednak wiem, że nic się nie dzieje bez przyczyny i każda ta relacja miała mnie nauczyć czegoś innego, o ludziach dowiedziałam się bardzo dużo, tak jak o sobie i nie chciałabym wymazać z pamięci niczego. :) 
życzę Wam żebyście mieli większe szczęście w przyjaźni, ale cieszę się, że zostały te najlepsze.

środa, 6 maja 2015

Nie żałuj


Dostałam ostatnio pytanie na ask.fm, czego najbardziej żałuję. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, teoretycznie mam prawo żałować na prawdę wielu sytuacji i wyborów, jednak nie muszę. Obiecałam sobie kiedyś, że postaram się nie żałować niczego. Polecam złożyć taką obietnicę każdemu. Dzięki temu przestałam się nie potrzebne przejmować i zastanawiać, z większej liczby rzeczy mogę się teraz cieszyć. Moje życie dzięki temu zbliżyło się o kolejny krok do szczęścia. Dlaczego? To proste. Kiedyś jeśli czegoś żałowałam to było to jedzenie. Żałowałam, że coś zjadłam. Bardzo głupia rzecz, ponieważ nie chcę żałować rzeczy, które sprawiają że jestem szczęśliwa. Byłam szczęśliwa w trakcie jedzenia wiec nie ma o co się martwić. Aktualnie jedna z rzeczy których mogę żałować jest nie zrobienie czegoś. Jeśli nie spróbuję mogę mieć wyrzuty sumienia. Obiecałam to sobie ponieważ miałam dosyć sytuacji w których siedzę w domu i dostaje snapy ze świetnej imprezy, wszyscy ucieszeni, a ja myślę " Boże, czemu nie poszłam!?" Zamiast się zastanawiać po prostu wzięłam się za to. Jeśli dostaję jakąś propozycję to idę. Nie zastanawiam się. Jeśli mam szansę z kimś porozmawiać, gdzieś wystąpić, wymazuję z siebie wstyd na chwilę i robię to. Nie chciałabym widzieć jak ktoś inny marnuje moją szansę bo się wstydziłam. Próbuję wszystkiego. Na prawdę nie bójcie się zrobić czegoś innego, nowego, ryzykownego i pod żadnym pozorem nie żałujcie. Tłumaczcie to sobie tak, że woleliście spróbować i mieć jakiś procent szans, że się uda, niż nie spróbować i dręczyć się całe lata, co by było, gdyby jednak się udało. Bez ryzyka nie ma zabawy, nie ma nic. Myślałam kilka razy, że będę całe życie żałować kilku znajomości które mnie zmieniły, przez które cierpiałam. Jednak teraz nie żałuję wcale. Moim zdaniem negatywne przeżycia też mogą mieć pozytywny wpływ na nasz charakter i postrzeganie świata. Komuś kto przeżył wiele trudnych sytuacji łatwiej jest iść dalej i stawiać czoła codziennym przeciwnościom które przestają już być problemami. Osoba, która spotkała się z niesprawiedliwą i obraźliwą krytyką, zaczyna patrzeć inaczej na ludzi. Wie, że nie może się przejmować takimi opiniami innych. Według mnie na prawdę w każdej najgorsze chwili jest jakaś pozytywna cząstka. Nie możecie niczego żałować. To uczucie dotyczy niepotrzebnej złej przeszłości, ale i blokuje nas do pójścia w przód, w przyszłość. Strach przed tym może utrudniać nam rozwijanie się, które niewątpliwie bywa jednym z życiowych celi. Najgorszą rzeczą jest rezygnować. Nigdy nie należy tego robić, nie możecie rezygnować w żadnej sytuacji, żaden moment nie jest dobry żeby zrezygnować z realizowania siebie i swoich marzeń, nie pozwólcie żeby rządziło Wami sumienie. Przestańcie sięgać w przeszłość i wykonywać negatywne wybory. Niebyłe do końca złe. Każdy wniósł do Waszego życia coś dobrego, nawet jeśli tego nie widzicie. Mam nadzieję, że się nad tym zastanowicie i Wasze życie stanie się lepsze i łatwiejsze tak jak moje. 
Pozdrawiam gorąco i życzę odwagi, próbujcie! :)))
W następnym poście będą świeże zdjęcia. :) zapraszam.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Mój styl ( tekst + zdjęcia )

Od razu pojawia się problem, już w samym tytule, bo tak na prawdę to ja nie mam żadnego swojego, określonego stylu. :) To mnie cieszy w sumie. Kupuję co mi się podoba i łączę na wszystkie sposoby. Najlepiej czuję się w jednym kolorze, czarnym lub białym. Możecie mnie zobaczyć w każdym stylu. Uwielbiam ubierać się sportowo i wygodnie. Lubię się też czasem wystroić, wybiec na obcasach 15 cm i udawać damę. Jednak to już nie dla mnie. Jakiś czas temu w opór się malowałam, kręciłam włosy, ściskałam się kieckami. :) Zrezygnowałam z tego, ponieważ teraz wszystkie laski wyglądają tak samo!! Czasami to kłopotliwe bo kiedy poznam grupkę nowych osób trudno jest mi rozpoznać dziewczyny bo wszystkie wyglądają identycznie. Stwierdziłam, że wolę popracować nad sobą, olśniewać sobą a nie strojem czy makijażem. Nie chcę się malować już tak dużo, bo potem ludzie są w szoku, że bez makijażu wyglądam całkiem inaczej. :) Przestałam oszukiwać ludzi tapetą! Czy nie lepiej jest mieć zadbane naturalne włosy swobodnie i seksownie lecące na wszystkie strony, niż popalone od lokówki, twarde od lakieru siano? Czy nie lepiej założyć ładne jeansy i zwykłą koszulkę i zwrócić uwagę bardziej na swoją twarz i osobowość niż ubrania? Ja doszłam do tego wniosku i przestałam na siłę się "upiększać". trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do chodzenia w minimalnym makijażu i takim stroju, bez poczucia że wyglądam jak alien. Zauważyłam, że ludzie zmienili do mnie stosunek od kiedy wyglądam inaczej. Traktują mnie poważniej, przyciągam do siebie życzliwych i szczerych ludzi a nie grono "bananowych dzieci" chwalących się każdym posiłkiem w internecie. Parę osób z mojego otoczenia patrzy się na mnie dziwnie, że już nie wyglądam jak plastik, może z żalem i trochę mnie to śmieszy. :) Nie sądziłam, że kiedykolwiek te osoby mogły by mnie oceniać po wyglądzie. Teraz zamiast spędzać godziny na dobieraniu ubrań- sprzątam, zamiast tracić czas na malowanie się- nakładam maseczki żeby mieć zdrowszą cerę. Czas poświęcony kręceniu włosów przeznaczam teraz na ich pielęgnację, a zamiast chodzić po sklepach i zachwycać się ubraniami które w każdym sklepie są takie same- znajduję 2 godziny dziennie na ćwiczenia. 
________________________________________________________________
Polecam Wam, żebyście się zastanowili nad swoim życiem i wyeliminowali zbędne elementy robione na pokaz. Spójrzcie co moglibyście poprawić, co Was męczy i zrezygnujcie z tego od teraz. Zmiana jest ogromna! Żyje się o wiele łatwiej.
____________________________________________________
Co do zdjęć, modelką nie jestem, ale wyraziłam siebie i o to chodziło. 
Spis ubrań ze zdjęć znajdziecie na końcu postu. :)








Kapelusz: Hazel 21 
Bluza: SH
Legginsy: Terranova
Buty: DC
Plecak: bliżej nieokreślony (z szafy brata).
_________________________________________________
Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodziło i że również zaczniecie dostrzegać w życiu inne wartości niż "najmodniejsze" [czyt. przereklamowane] ubrania. 
życzę Wam tego, pozdrawiam. :)



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Grubość (nie) radość ?

Pisałam w ostatnim poście jak postrzegam moją sylwetkę i napisałam, że postaram się napisać jak patrzę na grubsze osoby. Nie mam absolutnie nic do takich osób. W ogóle nie jestem osobą która przejmuje się wyglądem innych. Na wszystkich patrzę tak samo, na tych chudych, grubych, umięśnionych, czarnoskórych, azjatów, niskich, wysokich, łysych. Nie ważne, to nie ma dla mnie znaczenia. Jeśli mam się z kimś zadawać to wystarczy żebym miała o czym z tą osobą rozmawiać, żebym lubiła z nią spędzać czas. Wracając do tej figury, to bywa że zachwycam się krągłościami. Podoba mi się jak ktoś ma szerokie biodra, lub uda, ale sama nie podobam się sobie w takiej wersji. Jednak mam na komputerze sporą kolekcję zdjęć kobiet + size i  lubię je po prostu przeglądać, są miłe dla oka i zwykle mega seksowne! Wystarczy się dobrze ubrać, zadbać o siebie, zrobić makijaż i w każdym rozmiarze można wyglądać super. Moda jest nie tylko w rozmiarze S. Jedyne grubsze osoby na które mogę patrzeć dziwnie to te które totalnie nie potrafią się ubrać i noszą za małe ubrania. za krótkie bluzki + za małe spodnie = wylewający się brzuch na wszystkie strony świata. Lepiej się pogodzić z rozmiarówką i kupić większe spodnie, żeby wyglądać dobrze. Jednak prawda jest taka że większość z osób grubszych nie akceptuje siebie, a nie zawsze jest to ich winą. Są choroby, leki od których się tyje. Podziwiam bardzo te osoby bo one nic nie mogą z tym zrobić. Nawet jeśli są bardzo silne i się nie poddają, po prostu nie mogą. Doceniam ich wytrwałość, nie wiem czy sama dała bym radę w takiej sytuacji.
:) 
                            


                          PS. niedługo będzie post z moimi zdjęciami i z moim chłopakiem 
                               miłego dnia wszystkim :) 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Masz anoreksję !!

Nie mam idealnej sylwetki. Wiem że dużo osób zazdrości mi mojej figury, bo mi to mówią, piszą. Problem w tym, że te osoby nie widzą wszystkiego. Uważają że jestem nienormalna, bo mówię że muszę schudnąć. Super, wychodzę z domu pościskana ubraniami i wyglądam ładnie. A potem wracam do domu, staję przed lustrem i widzę to czego Wy nie widzicie. Nie narzekam bardzo na swoją sylwetkę, dziękuję losowi, że wyglądam tak a nie inaczej. Jednak chciałabym wyglądać na tyle dobrze, żeby móc wejść do sklepu i wziąć co chcę, bez martwienia się jak będę wyglądać. Setki krótkich bluzeczek za grosze, są cudowne jednak odsłaniają brzuch. Kiedy je przymierzam, zapozuję jak to przed lustrem wyglądam ok. Ale w rzeczywistości kiedy już założę taką rzecz... Brzuch wylewający się ze spodenek, czuję jak skacze kiedy idę. Kiedy siadam mój brzuch wygląda jakbym trzymała na kolanach takiego małego pomarszczonego pieska, haha. Nie jest to dla mnie problem, że tak wyglądam. Wiem, mogłabym wyglądać sto razy gorzej, a wiele osób chciało by wyglądać tak jak ja i nie rozumieją, że chcę wyglądać lepiej. Kiedy już się coś ma to nie wystarcza, chcę mieć więcej bo mam świadomość że mogę. Mam taki cel żeby mieć ładny brzuch i nienawidzę gdy ktoś ingeruje w moje cele i marzenia. " nie chudnij, jesteś chudziutka" " jesteś psychiczna chcesz wyglądać jak patyk?".
Słucham tego kilka razy dziennie a nikt nie potrafi zrozumieć że te 4 kg nie sprawią, że będę wyglądać jak kościotrup. Mam takie geny, że jestem szczupła, mam rączki jak patyczki ale tłuszcz odkłada mi się na brzuchu i biodrach, trochę na nogach. Wiem, że żeby pozbyć się tłuszczu muszę po prostu schudnąć. :) Jednak moja rodzinka jest mądrzejsza. Mój tata uparcie twierdzi że wystarczą brzuszki ( jego logika mnie powala). Zwykle przy stole zaczynają się o to kłótnie. Niestety ja wiem że brzuszki nie spalą tłuszczu, a jako ćwiczenie na mięśnie też są marne. Wszyscy mi mówią "masz anoreksję!" Najlepsze jest jak słyszę " wyglądasz jak anoreksja!" XD (?!?!?!) dokładnie. To mnie irytuje. Mój tata nie wie co to jest anoreksja. A używa tego słowa codziennie. Denerwuje się, kiedy mu tłumaczę, że według tego co powiedział to wyglądam jak choroba psychiczna. Moja mama też nie jest lepsza, dzwoni do mnie i pyta się co jadłam, ile. Wciska mi kanapki. Jest to hit sezonu, ponieważ ja nie głoduję, wręcz przeciwnie. Uważam  że drogą do schudnięcie jest jedzenie. Jem dużo, ale inaczej niż moja rodzina. Chyba żyję w domu wariatów :). Czasami to jest śmieszne nawet :). Jednak nie jest mi łatwo schudnąć gdy mama o godzinie 23 przynosi mi do łóżka kebaba na frytkami, którego na prawdę kocham i chyba sobie nie potrafię go odmówić ❤️.  
_________________________
Ps. Jeśli już o tym mówię to nie znaczy, że to jest pocisk na grubsze osoby. W następnym poście postaram się wyjaśnić jak postrzegam grubszych, a powiem Wam, że pozytywnie. :)
_________________________
Macie tu moje zdjęcie, czy według Was też "WYGLĄDAM JAK ANOREKSJA" ??? XD strasznie mnie to bawi.
Ps. Lepiej wyglądam w wydaniu sportowym czy eleganckim? :) bo ja siebie wolę w sportowym, ale czasami lubię wyglądać jak dama. 
Pozdrawiam :)

środa, 1 kwietnia 2015

Przyszłość (?!?!)

Od zawsze uważałam, że jeszcze nie czas na myślenie o przyszłości. Jednak mam już te 17 lat, starość nie radość. Nadszedł chyba moment w którym zaczęłam planować dalsze życie. Podchodzę do tego z entuzjazmem, uważam że czas pomiędzy nastoletnim życiem a wejściem w dorosłość to cudowne chwile. Myślę że w tym okresie bardzo dużo poznajemy i odkrywamy. Bardzo chciałabym się zatrzymać w wieku 17 na całe życie, ale w sumie? Zeżarła by mnie ciekawość dalszego życia. Czasami jest mi smutno że minął tak szybko tak wspaniały czas, a ja nie dostzegałam i nie doceniałam niczego. Jednak innym razem gdy myślę o przyszłości to na mojej twarzy pojawia się uśmiech. :) Pierwsza praca, pierwsze własne mieszkanie, ślub, ciąża, wychowywanie dzieci. Mam ogromną nadzieję, że to się uda. :) Najgorszą opcją dla mnie było by życie w samotności. Żadna kariera nie zastąpiła by mi ciepła rodziny. :) Nie boję się przyszłości. Myślę że nie ma czego. Skoro inni dają radę to czemu ja miałabym nie dać? Co miało by sie nie udać skoro mam rodzinę i przyjaciół którzy zawsze mi pomogą. :) 
Moim zdaniem mam szansę odnieść sukces, ponieważ mam ogromną chęć udowadniania samej sobie, że mogę wszystko. Mam jakieś tam swoje talenty. Jestem sprytna. Wszystko jest na dobrej drodze, myślę że do odniesienia sukcesu wystarczy chcieć, wszystko zależy od nas. Ludzie żyją na śmietnikach a potem zostają milionerami, 
WSZYSTKO JEST MOŻLIWE
Wszystko na tym świecie jest dla ludzi. :)
Niestety nie da się czegoś osiągnąć siedząc przykomputerze i wypisując z zazdrości bzdury na temat osób które coś osiągnęły. 
––––––––––––––––––––
Moim głównym celem jest pokazać sobie samej ile potrafię. Osiągnąć duzo w życiu, żeby móc spojrzeć w oczy osobom które we mnie nie wierzyły i pokazać im środkowy palec. Chciałabym również zmienić coś w świecie, pomagać ludziom, uszczęśliwiać ich. 
Moim celem jest żyć tak żeby niczego nie żałować, założyć rodzinę, zapewnić jej dobre życie i być szczęśliwym czyli żyć w otoczeniu osób które kocham i nie być zależnym od nikogo. :) 
Dzięlukuję. 
Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodziło. :) 
––––––––––––––––
Pamiętajcie, to Wy macie kontrolę nad swoim życiem, sami piszecie sobie scenariusz. 
MOŻECIE WSZYTKO ❤️ 
Powodzenia :)


Oto ramka z najlepszymi wspomnieniami mojego życia. :')


środa, 18 marca 2015

Zamuła trochę

Jak wiecie próbuję zawsze myśleć pozytywnie i się nie martwic, nie smucić. Ludzie często pytają się mnie czy ja mam w ogóle jakieś problemy, czy się czymś przejmuję. Ooo tak! Ale są to zwykle dosyć ważne sprawy prywatne. :) ogólnie poznałam wiele osób które na pierwszy rzut oka, nie miały problemów. Ale jednak każdy je ma. Po prostu każdy. prędzej czy później. W końcu są rzeczy silniejsze od naszej psychiki których nie da się od tak odrzucić i o nich nie myśleć.- To oczywiste. Przecież nikt z nas nie uniknie chorób, czy śmierci. Jednak wszystko da się przezwyciężyć. :) 
Ja właśnie ostatnio miałam gorszy czas, dlatego mnie nie było. 
Było by ok, gdyby nie to, że wszystko przyszło na raz. Po 1 mam duże problemy w szkole, m.in. przez to, że byłam chora, w szpitalu i nie chodziłam. :) a więc wszystko trzeba nadrobić, ale to było dla mnie najmniej ważne, ponieważ gorsze było to, że zaczęły się znów moje problemy ze zdrowiem. Przez chwilę było bardzo źle. Poradziłabym sobie gdyby nie to, że nadszedł czas mojego pierwszego dłuższego rozstania z chłopakiem. Od kiedy się poznaliśmy widywaliśmy się codziennie, a właśnie kiedy zaczęły się moje problemy przypadł termin jego wyjazdu do Włoszech. ( Jest tam nadal. )
Ale wszystko zawsze się kończy dobrze. :)
Dzięki przyjaciołom i znajomym udało mi się nie myśleć o wszystkim, pocieszali mnie, jak i po prostu spędzali ze mną czas, żebym nie miała czasu myśleć co będzie. :)
Po paru nie przespanych nocach wszystko się ułożyło, moje zdrowie już ok. :) 
Ale zrozumiałam, że nie tylko kocham Kubę, ale jestem od niego uzależniona. Nie potrafię bez niego radzić sobie z problemami. Nawet najmniejszymi, typu " Co zjeść na śniadanie"- Potrafię stać przed półką w sklepie nawet 15 minut i się zastanawiać co zjeść, haha. :) 
______________________
To jest równoznaczne z tym, że wróciłam i mogę znów z wielką przyjemnością pisać nowe notki. 
Mam nadzieję, że mi pomożecie bo kocham pisać tutaj, ale nie zawsze wiem o czym. 
Więc proszę, dawajcie mi propozycje tematów na bloga, w pytaniach na asku, możecie na początku pytania wstawić: " #Blog", żebym wiedziała, że chodzi właśnie o to. 
Mój ask: http://ask.fm/WikuszK 
 Porcja nowych zdjęć nie zaszkodzi :)
______________________________________________________________
                            poszalałam ostatnio z włosami,
                               mam nową świetną lokówkę, 
               + okazało się, że dzięki zabiegowi keratynowemu 
                   loki na moich włosach utrzymują się co najmniej 3 dni.
                                           Oto efekt:
Prawie brat. <3

                                Mój Kuba, który mnie zjada, jednak ukrywałam to
                                                przed światem. <3
                                                       
                                            Przyjaciółka Ola <3
         
                                           ogólnie  THUG LIFE 

                                             I mati. <3

                                              Maciuś <3